Przede wszystkim ustrzegł się tego, czego większość westernów nie potrafi - nudy, bezmózgiej schematyczności (lub po prostu braku oryginalności, bo czasem nawet te schematyczne westerny potrafią być dobre) i braku ikry. To raczej jeden z tych westernów, gdzie słyszymy tylko kilka strzałów w ciągu całego seansu. Generalnie przepadam za takimi, bo często skupiają się na fabule, budowaniu napięciu/zawiązywaniu intrygi. Myślałem, że "Rancho w dolinie" to będzie jeden z tych filmów, gdzie nieznajomy zakochuje się w żonie szefa (który jest sadystą oczywiście), na końcu zły pada trupem i para kochanków odjeżdża przy zachodzącym słońcu. Tutaj jest więcej oryginalności, bo szef jest miłym i uczciwym facetem, jego żona to femme fatale, a nieznajomy wcale jej nie kocha. Antagonista oczywiście jest, bo zawsze musi ktoś być zł, żeby na końcu mógł oberwać. Glenn Ford i Ernest Borgnine utrzymują ten film na wysokim poziomie. W drugoplanowej roli występuje Charles Bronson, a tym złym jest Rod Steiger.
Delmer Daves pokazał, że "Złamana strzała" nie była wypadkiem przy jałowej pracy.
Rzeczywiscie mimo stosunkowo malej ilosci strzelanin mamy bardzo ciekawy western, z pewnoscia obsada dodaje duzego blasku calej historii, moim ulubionym charakterem byl odrazajacy pinky czyli rod steiger, ale cala reszta spisala sie rowniez dobrze, przypomniala mi sie opinia innego rezysera freda zinnermanna ktorego "bardziej interesowalo dlaczego ktos strzela anizeli sama strzelanina".