Witam,

Oczywiście to nie jest western jak sugeruje kategoria, to raczej produkcja bliższa baśni z elementami psychologiczno-filozoficznymi. Ale co z tego...
Nie spodziewałem się - i nie chciałem się spodziewać - jakiejś kolejnej formy rzeźni na Dzikim Zachodzie, ale oczekiwałem minimum poszanowania względem odbiorcy.
Film jest bowiem niewiarygodnie nudny, główny bohater to niestety ćpun, którego postać najwyraźniej bardzo przypadła do gustu nie mniej naćpanemu podczas kręcenia tego filmu - reżyserowi.
Strasznie naiwny i pretensjonalny wręcz jest też scenariusz, który niby sprowadza się do odnalezienia skarbu, ale zaś droga do jego odnalezienia pokazana jest widzowi jak jedna wielka męka miłośnika heroiny bądź przynajmniej trawki.
Film staje się - przez to reżyserskie zatracenie poczucia rzeczywistości - bardzo męczący i odpychający. Widz ma poczucie bycia "robionym w balona", bowiem bohater, z którym stara się początkowo związać - okazuje się być bardzo niedojrzałą jednostką węglową, która przez jedno seksualne uniesienie z miejscową ladacznicą (co widzowi pokazane jest jako "dojrzała miłość") otrzymuje nagle misję od Boga i w poczuciu zemsty stara się ćpać ile popadnie aby tylko dorwać dawnego wroga, który mu to uniesienie brutalnie przerwał.

Film wybitny dla miłośników analizowania chorych wytworów słabych scenarzystów.